• Wywiad
  • Macierzyństwo w Niemczech oczami polskiej mamy

    Macierzyństwo, jedno słowo, a tak wiele znaczeń. Wystarczy przekroczyć granicę naszego kraju, aby zobaczyć inne jego oblicze. Zapraszam Was na wywiad z Pauliną – polską mamą mieszkającą w Niemczech, która opowiedziała mi o tym, jak wygląda macierzyństwo w kraju naszych zachodnich sąsiadów. Czy różni się od naszego? Zapraszam do lektury.

     

    Mama Space: Jak to się stało, że trafiłaś do Niemiec? Dlaczego właśnie tam? Opowiedz nam proszę swoją historię i powiedz ile ona już trwa?

    Paulina Skalska: Gdybym musiała odpowiedzieć jednym zdaniem, to chyba bym powiedziała – „bo miłość jest ślepa!” 🙂 W zasadzie sama często zadaję sobie to pytanie. Dziś myślę, że na decyzję o emigracji złożyło się  wiele czynników – chęć zmiany środowiska, ciekawość świata, języka, młodość, odwaga i nadzieja, motywacja ze strony rodziny, potrzeba wyzwania dla samorozwoju i moja niezbyt korzystna sytuacja zawodowa w Polsce.

    Ale może od początku. 🙂 Mój mąż po studiach dostał propozycję pracy w niemieckiej firmie. Dobre warunki pracy szybko przekształciły się w bilans za i przeciw. Jak dodamy do tego czynniki, o których wspomniałam wcześniej, to mamy gotowy przepis na emigrację.

    Wyjechałam w zasadzie w ciemno, bez znajomości języka, perspektywy pracy, nie znałam tu nikogo. U boku miałam tylko trzymającego za rękę męża. Nie będę ukrywać, dla społecznika i pracoholika, postawionego w roli kury domowej, bez przyjaciół i możliwości komunikacji z otoczeniem, sytuacja była momentami wręcz kryzysowa. Były łzy i tęsknota. Czułam się jak drzewo wyrwane z korzeniami, które niebawem uschnie. Wiedziałam, że trzeba działać, obrać sobie cel i pukać do drzwi, które wydawały się być zamknięte. Zapisałam się do szkoły językowej, gdzie poznałam wspaniałych ludzi, po kursie pojawiły się nowe możliwości, dostałam pracę w zawodzie, zaczęłam się spełniać i myślę, że od tamtego momentu złapałam wiatr w żagle, a Niemcy zaczęły być moim domem.

    Moja niemiecka historia trwa już albo dopiero 5 lat. Dla jednych długo, dla innych krótko. Wszystko zależy od obranej perspektywy i celów. Czy żałuję? Zdecydowanie nie! Mimo trudnych początków i wielu sytuacji, gdzie trzeba było przebić głową mur i zmierzyć się z niemożliwym, uważam, że życie na obczyźnie to wspaniałe doświadczenie.

    MS: Jak wygląda Twoje życie? Jacy są Niemcy i ich kraj?

    Paulina Skalska: Niemcy są krajem z jednej strony bardzo podobnym do Polski, a z drugiej strony odnoszę momentami wrażenie, że jednak innym, szczególnie, jeśli chodzi o mentalność. Moim zdaniem żyje się tu spokojniej, choć nie powiem, aby było to życie zupełnie bez stresu. Sporę różnice widzę w sposobie zatrudnienia i traktowania pracownika. W Niemczech panuje także większy liberalizm, wolność wyboru, wielokulturowość i powszechny szacunek, czego mi często w Polsce brakuje, szczególnie na fali ostatnich wydarzeń.

    Jak wygląda moje życie?
    Po pierwsze jestem młodą mamą, która z uśmiechem na twarzy i błyskiem w oku (czasem też łezką wzruszenia) obserwuje rozwój swojego maluszka. Wspiera go w nim i stara się być najlepszym pod słońcem rodzicem. To wypełnia zdecydowanie najwięcej mojego czasu i przyznaje szczerze, że uwielbiam macierzyństwo! Z drugiej strony jestem też mamą, która stwierdziła, że mając jeden cud u swego boku, warto sięgać po więcej i spełnić kolejne marzenie. Tym sposobem razem z przyjaciółką otworzyłam Bookarnik – kameralną księgarnię z wyselekcjonowaną literaturą dziecięcą.

    Czas poświęcony córeczce oraz na realizację pasji mija mi zdecydowanie za szybko! 🙂

    Rüdesheim am Rhein  – kraina winem płynąca  (mój osobisty raj), fot. arch. pryw. Pauliny Skalskiej

    MS: Porozmawiajmy o Twoim macierzyństwie, kiedy dowiedziałaś się, że będziesz mamą, gdzie wtedy mieszkałaś? Jeśli w Niemczech, jak wygląda tam opieka nad kobietą w ciąży i poród? Czy podobnie jak w Polsce czy są jakieś różnice?

    Paulina Skalska: W ciążę zaszłam mając już poukładane życie w Niemczech, a opieka i kwestie formalne są tu zupełnie inne, niż te znane mi z Polski. Po pierwsze w Niemczech, jeśli nie ma zagrożenia życia dziecka, albo mamy, to nie ma mowy o jakimkolwiek zwolnieniu lekarskim, z czego korzysta praktycznie każda przyszła mama w Polsce. Są tylko określone ustawą wymogi, które musi spełnić pracodawca i jest to np. zakaz dźwigania powyżej 5 kg, zakaz wykonywania nadgodzin czy pracy nocnej. Jeśli praca tego wymaga, pracodawca jest w obowiązku zorganizować inne zadania. I trzeba przyznać, że pracodawcy robią to chętnie i nie spotkałam się, aby stanowiło to jakikolwiek problem.

    Jest jeszcze jedna forma zakazu wykonywania pracy, z którą nie spotkałam się w Polsce – zakaz od pracodawcy, którego osobiście doświadczyłam. W takim przypadku pracodawca deklaruje, że środowisko pracy może być niebezpieczne dla matki, bądź dziecka i ciężarna przez całą ciążę musi pozostać w domu. Pracując w przedszkolu, byłam narażona na różne choroby wieku dziecięcego, które mogły stanowić zagrożenie i moja firma nie chciała podjąć takiego ryzyka. W takiej sytuacji ciężarna otrzymuje 100% pensji aż do rozpoczęcia okresu macierzyńskiego.

    Opieka lekarska również się różni. Do ginekologa chodzi się tu praktycznie tylko na ubezpieczenie, z początku ciąży raz na miesiąc, potem już co dwa tygodnie. Dostaje się paszport ciąży i wszystkie badania są wykonywane w ramach ubezpieczenia zdrowotnego. Wyjątkiem są dodatkowe badania USG, za które trzeba płacić.

    Jeżeli chodzi o poród to zanim podejmie się decyzję, w którym szpitalu chce się rodzić, ma się okazję zrobić tournee po porodówkach. Szpitale organizują cyklicznie wieczory informacyjne, gdzie można zwiedzić porodówkę, poznać personel i zwyczaje. Sama korzystałam z takiej możliwości.

    Normą jest tu znieczulenie podczas porodu, nikt nie robi problemów z jego podaniem. Od koleżanek z Polski słyszałam, że sprawa nie jest aż tak oczywista. Sama forma porodu jest także do wyboru – można zrobić cesarskie cięcie na życzenie, o ile jest to ustalone wcześniej.

    Po porodzie dziecko przebywa z mamą na sali dwuosobowej bądź w pokoju rodzinnym, gdzie przebywa razem z tatą. Przyznam szczerze, że nie wiem czy jest taka możliwość w Polsce, ale wspólne mieszkanie od początku z maleństwem to wspaniała sprawa. Do szpitala nie zabiera się ani pampersów, ani ubranek wszystko jest na miejscu. Dziecko otrzymuje kompletną wyprawkę. Ogólnie okres porodu i poporodowy wspominam wspaniale, opieka byłą wyjątkowa. W domu odwiedzała nas położna, która przychodziła tak często, jak tego potrzebowałam. Nie było limitu odwiedzin, ani ram czasowych.

    MS: Jak wygląda niemieckie macierzyństwo? Czy jest tam urlop wychowawczy, macierzyński lub coś podobnego i ile trwa?

    Paulina Skalska: Obowiązkowy macierzyński (całkowity zakaz pracy) obejmuje okres na 6 tygodni przed planowanym terminem porodu, do 8 tygodnia po porodzie. Po tym czasie mama może wrócić do pracy, ale nie musi. 🙂 Ma prawo skorzystać z urlopu wychowawczego, który jest płatny przez okres roku i wynosi ok. 65% zarobu netto z ostatnich 12 miesięcy. To mama decyduje przez jaki okres czasu będzie korzystać z tego urlopu. Podczas trwania urlopu wychowawczego ma możliwość podjęcia pracy zarobkowej w wymiarze do 30 godzin tygodniowo i nie musi być to jej dotychczasowa praca. Mama ma także prawo w każdej chwili zrezygnować z tego urlopu i wrócić do pracy.

    Inną opcją jest także wykorzystanie urlopu wychowawczego przez okres 2 lat (lub mniej), a następnie niewykorzystany rok urlopu wziąć w momencie pójścia dziecka do pierwszej klasy.

    MS: Czy zauważyłaś jakieś różnice pomiędzy mamami w Polsce i Niemczech, jeśli chodzi o opiekę nad małymi dziećmi?

    Paulina Skalska: Zauważyłam tylko, że w Polsce zdecydowanie więcej kobiet wraca do pracy po skończonym urlopie macierzyńskim. Dzieci idą do żłobka, bądź zostają z nianiami, często do późnych godzin popołudniowych. Niemieckie mamy, jeśli mają taką możliwość, to często zostają z dzieckiem dłużej w domu, nawet do 3 lat bądź wracają do pracy na pół etatu, ale oczywiście nie zawsze. Często zdarza się też tak, że to mężczyzna korzysta z urlopu wychowawczego, a mama 2 miesiące po porodzie wraca do pracy.

    W Polsce panują trendy wychowania w duchu Montessori, zwraca się dużą uwagę na samodzielność. W Niemczech także, ale Niemcy są państwem wielokulturowym i o ile między niemieckimi i polskimi rodzinami różnice są niewielkie, to między innymi kulturami już owszem – nie należy o tym zapominać. I w ten sposób można spotkać 5 latka, który nie opanował jeszcze treningu czystości, czy 6 latka ze smoczkiem pijącego jeszcze wieczorne mleko z butelki.

    MS: Czy polski sposób wychowania dzieci różni się od niemieckiego? Widzisz jakieś podobieństwa, a może różnice?

    Paulina Skalska: Zasadniczo między wychowaniem w polskich i niemieckich rodzinach nie widzę wielkich różnic. Tu, tak samo jak i w Polsce, są różne rodziny. Takie, które więcej czasu spędzają ze swoimi dziećmi, jak i takie, które mają inne priorytety.

    Inny sposób wychowania jest z pewnością w placówkach wychowania przedszkolnego. Tam widać spore różnice. 🙂

    Zamek Neuschwanstein, fot. arch. pryw. Pauliny Skalskiej

    MS: Czy w Niemczech jest „moda” na karmienie piersią?

    Paulina Skalska: Moje doświadczenia pokazują, że temat ten jest „otwartą furtką”. Są kobiety, które karmią piersią, bo chcą i lubią, a także takie, które od samego początku mówią, że nie chcą i nie będą. Obie strony otrzymują takie samo wsparcie i szacunek. Nikt nie ma tu problemu z matką karmiącą piersią na ulicy czy też z mamą, która od razu po porodzie oznajmia, że życzy sobie tabletki na powstrzymanie laktacji. Jedyną różnicą, jaką zauważyłam, to to, że w Polsce mamy wysyp certyfikowanych doradców laktacyjnych, blogów, preparatów i suplementów wspierających laktację. Temat jest bardzo medialny i modny. W Niemczech nie robi się z tego sensacji. Karmienie piersią jest do tego stopnia naturalne, że kobiety bez skrępowania karmią wszędzie: w restauracjach, zoo, na ławkach w parku, w autobusach. Nikogo to nie razi, ani nie szokuje. Nikt też tego nie komentuje.

    MS: Czy jest coś, czego polskie mamy mogłyby się nauczyć od Niemek lub Niemki od Polek w kwestii macierzyństwa/wychowania dzieci?

    Paulina Skalska: Myślę, że wszystkie mamy na całym świecie powinny być dla siebie nieustanną inspiracją i nie ma tu znaczenia czy są to mamy polskie, niemieckie, czy pochodzące z innej części świata. Gdybyśmy zaczęły się wspierać, zamiast krytykować, żyłoby się i ciekawiej i przyjemniej. 🙂

    MS: Jeśli podejście Niemek różni się od Polek, to w jakim duchu starasz się wychowywać swoją córeczkę?

    Paulina Skalska: Tak jak już wcześniej wspomniałam, nie widzę rażących różnic. Słyszę tylko często od niemieckich koleżanek, że jedno z nas (ja albo mój mąż) powinno mówić do córki w języku niemieckim, co, nie ukrywam, spotyka się ze sporym protestem z mojej strony. Jesteśmy Polakami, w domu króluje język polski i polska kultura. Język ten jest także dla mnie językiem miłości. Nie wyobrażam sobie mówić do córki w obcym języku, że ją kocham. Choć oczywiście w niemieckim towarzystwie bawimy się po niemiecku. Od czasu do czasu czytamy niemieckie książki dla dzieci. Chętnie obchodzimy także niemieckie święta – szczególnie te pięknie wkomponowane w bycie dzieckiem.

    MS: Czy niemiecka mama ma jakieś wsparcie ze strony Państwa?

    Paulina Skalska: Wsparciem jest z pewnością niemieckie prawo, które chroni kobiety w ciąży i młode mamy oraz spora pomoc finansowa. Niepracujące mamy mogą także liczyć na pomoc ze strony państwa po urodzeniu dziecka. Otrzymują minimalną stawkę na wychowawczym – 300 Euro wypłacaną przez okres roku. Tak jak mówiłam wcześniej mamy pracujące otrzymują 65% swojego wynagrodzenia netto. Samotnie wychowujące mamy oraz mamy w trudnej sytuacji, mogą liczyć na dodatkowe wsparcie finansowe oraz mieszkalne.

    Dodatkowo na każde dziecko przysługuje Kindergeld. Darmowa jest także opieka lekarska oraz wszystkie leki, także te najbardziej podstawowe, jak syrop na kaszel czy leki przeciwgorączkowe. Rodzice, którzy sobie w jakikolwiek sposób nie radzą wychowawczo bądź też potrzebują wsparcia w swojej niepewności, mogą skorzystać z darmowego doradztwa, bądź pomocy „opiekuna rodziny”, który służy nie tylko wiedzą merytoryczną, ale także odciąży rodzica w opiece.

    Pytasz o wsparcie, uważam, że warto tu podkreślić także to, że jest sfera, w której mamy tego wsparcia nie dostają. W Niemczech jest zdecydowanie trudna sytuacja z ilością placówek dziennej opieki dla dzieci, typu żłobki i przedszkola. Prywatne instytucje tu praktycznie nie funkcjonują, a miejskich jest tak mało, że listy oczekujących przyprawiają o ból głowy.

    Zugspitze – najwyższy szczyt górski w Niemczech. Należy do Korony Europy. Fot. arch. pryw. Pauliny Skalskiej

    MS: Jak niemieckie mamy godzą pracę z opieką nad dziećmi?

    Paulina Skalska: Dzieci odwiedzają przedszkole/żłobek, albo mają tak zwaną Tagesmutter, którą można porównać do naszej polskiej opiekunki. Z tą różnicą, że zajmuje się ona większą ilością dzieci. Bardzo rzadko się zdarza (w moim środowisku), aby to babcie zajmowały się dziećmi, aczkolwiek również pomagają. Wynika to pewnie z faktu, że niemieckie babcie często są same jeszcze czynne zawodowo. Bardzo powszechne jest także posiadanie au pair. 🙂

    MS: W jakim wieku dzieci idą do przedszkola i jak wygląda edukacja przedszkolna? Ile lat mają, gdy idą do szkoły?

    Paulina Skalska: Edukacja przedszkolna zaczyna się tu praktycznie od żłobka, do którego mogą zostać zapisane dzieci od 1-go roku życia. Od 3-go roku życia dzieci chodzą do przedszkola. Grupy są mieszane, co oznacza, że dzieci 3-letnie chodzą z 4-latkami, jak i 6-latkami do jednej grupy. Każde przedszkole pracuje według własnego konceptu, ale nie ma tu wymogu nauki zgodnej z podstawą programową, tak jak mamy z tym do czynienia w Polsce. Dzieci uczą się metodą projektową poprzez zabawę, bez podręczników i przymusu. Każde dziecko ma swój indywidualny tok rozwoju, ale to głównie przedszkolanki decydują o tym, jakie treści będą prezentowane podczas zajęć.

    Dzieci, które do 30.06 danego roku skończą 6 lat są dziećmi, które podlegają obowiązkowi szkolnemu. Dzieci z drugiej połowy roku są tak zwanymi „Kann-Kinder” – mogą iść do szkoły, ale nie muszą. Decyzja należy przede wszystkim do rodzica, a potem do szkoły, która nad każdym takim przypadkiem pochyla się jednostkowo i ocenia gotowość szkolną podczas spotkania z dzieckiem.

    Możliwa jest także sytuacja, kiedy to młodsze, uzdolnione dzieci pójdą do szkoły. Jeśli wykazują gotowość szkolną, są zmotywowane, emocjonalnie i psychospołecznie adekwatnie rozwinięte, to mogą rozpocząć naukę już w wieku 5 lat.

    Bardzo dziękuję za rozmowę!

    Paulina Skalska – pedagog, terapeuta na emigracji. Zawodowo zafascynowana dwujęzycznością, komunikacją alternatywną oraz metodą projektową w pracy z małymi dziećmi. Życiowo mama niezwykłej dziewczynki. Matka zastępcza dla kotopsa Gucia i żona Rakiety. Pasjonatka literatury dziecięcej, współzałożycielka kameralnej księgarni dla dzieci bookarnik.pl.

    Pozostałe wywiady z cyklu mama na emigracji znajdziecie TUTAJ.

     

    Dodaj komentarz

    avatar
    1000
      Subscribe  
    Powiadom o